jedna z samego rana zmyka na pociąg do Kyoto, 2 zostają na miejscu jeszcze tydzień, 2 jadą na lotnisko żeby polecieć w głąb Japonii, no i ja... Ogólnie nie mam sztywnego planu, muszę dotrzeć do Kyoto, obiecałem ze na 15 :) siedzę sobie jeszcze trochę z pozostała 4ka, (2 Tokio, 2 samolot Japonia). Wypijam kawkę, słucham porad, co by tu jeszcze w Kyoto zobaczyć (za które bardzo dziękuję, bo jedno z tych miejsc, którego nie planowałem okazało się jedną z 3 najfajniejszych miejsc w jakich byłem w 2 połowie mojego pobytu). No i czas ruszyć, w sumie lekki szok, cały czas w grupie, bilety do reki, teraz idziemy tu, teraz tam... nawet nie do końca trzeba było się skupiać co gdzie i w jakim kierunku... teraz zakładam buty przy drzwiach, walizki w rękę i …. w która stronę to Kyoto??? na szczęście jakoś się udało, pierwsza stacja metra, ufff odpowiednia linia, przesiadka, szok na stacji głównej Tokyo, za dużo pięter, za dużo korytarzy, za dużo wszystkiego... na szczęście bilet pomaga mi kupić jakiś Japończyk, 5ciu kolejnych wskazuje mi drogę do pociągu na pytanie zadane w typowy japoński niebezpośredni sposób „chce dojechać do Kyoto, więc....” i pokazuje bilety :) do pociągu było 20 min, i cały ten czas szedłem w stronę pociągu w sumie nie błądząc (przeogromny dworzec)... coraz bardziej się pocąc, ze nie zdążę, nie trafie :) ale się udało, shinkansen faktycznie śmiga jak szalony, największe wrażenie na mnie robią chmury, które przesuwają się względem siebie tak jak mijane drzewa w lesie... naprawdę jest szybki. Wysiadam w po 2,5h i ok 550 km w Kyoto. W Tokio utarło nam się pod koniec powiedzenie „This is Tokyo” :) tym razem samo mi się powiedziało „this is Kyoto” :) no to fru...
piątek, 27 sierpnia 2010
2010.08.03
no i się rozjeżdżamy, wspólne śniadanko, podziękowania, podsumowania, 4 osoby odprowadzamy na pociąg jadący na lotnisko,
jedna z samego rana zmyka na pociąg do Kyoto, 2 zostają na miejscu jeszcze tydzień, 2 jadą na lotnisko żeby polecieć w głąb Japonii, no i ja... Ogólnie nie mam sztywnego planu, muszę dotrzeć do Kyoto, obiecałem ze na 15 :) siedzę sobie jeszcze trochę z pozostała 4ka, (2 Tokio, 2 samolot Japonia). Wypijam kawkę, słucham porad, co by tu jeszcze w Kyoto zobaczyć (za które bardzo dziękuję, bo jedno z tych miejsc, którego nie planowałem okazało się jedną z 3 najfajniejszych miejsc w jakich byłem w 2 połowie mojego pobytu). No i czas ruszyć, w sumie lekki szok, cały czas w grupie, bilety do reki, teraz idziemy tu, teraz tam... nawet nie do końca trzeba było się skupiać co gdzie i w jakim kierunku... teraz zakładam buty przy drzwiach, walizki w rękę i …. w która stronę to Kyoto??? na szczęście jakoś się udało, pierwsza stacja metra, ufff odpowiednia linia, przesiadka, szok na stacji głównej Tokyo, za dużo pięter, za dużo korytarzy, za dużo wszystkiego... na szczęście bilet pomaga mi kupić jakiś Japończyk, 5ciu kolejnych wskazuje mi drogę do pociągu na pytanie zadane w typowy japoński niebezpośredni sposób „chce dojechać do Kyoto, więc....” i pokazuje bilety :) do pociągu było 20 min, i cały ten czas szedłem w stronę pociągu w sumie nie błądząc (przeogromny dworzec)... coraz bardziej się pocąc, ze nie zdążę, nie trafie :) ale się udało, shinkansen faktycznie śmiga jak szalony, największe wrażenie na mnie robią chmury, które przesuwają się względem siebie tak jak mijane drzewa w lesie... naprawdę jest szybki. Wysiadam w po 2,5h i ok 550 km w Kyoto. W Tokio utarło nam się pod koniec powiedzenie „This is Tokyo” :) tym razem samo mi się powiedziało „this is Kyoto” :) no to fru...
jedna z samego rana zmyka na pociąg do Kyoto, 2 zostają na miejscu jeszcze tydzień, 2 jadą na lotnisko żeby polecieć w głąb Japonii, no i ja... Ogólnie nie mam sztywnego planu, muszę dotrzeć do Kyoto, obiecałem ze na 15 :) siedzę sobie jeszcze trochę z pozostała 4ka, (2 Tokio, 2 samolot Japonia). Wypijam kawkę, słucham porad, co by tu jeszcze w Kyoto zobaczyć (za które bardzo dziękuję, bo jedno z tych miejsc, którego nie planowałem okazało się jedną z 3 najfajniejszych miejsc w jakich byłem w 2 połowie mojego pobytu). No i czas ruszyć, w sumie lekki szok, cały czas w grupie, bilety do reki, teraz idziemy tu, teraz tam... nawet nie do końca trzeba było się skupiać co gdzie i w jakim kierunku... teraz zakładam buty przy drzwiach, walizki w rękę i …. w która stronę to Kyoto??? na szczęście jakoś się udało, pierwsza stacja metra, ufff odpowiednia linia, przesiadka, szok na stacji głównej Tokyo, za dużo pięter, za dużo korytarzy, za dużo wszystkiego... na szczęście bilet pomaga mi kupić jakiś Japończyk, 5ciu kolejnych wskazuje mi drogę do pociągu na pytanie zadane w typowy japoński niebezpośredni sposób „chce dojechać do Kyoto, więc....” i pokazuje bilety :) do pociągu było 20 min, i cały ten czas szedłem w stronę pociągu w sumie nie błądząc (przeogromny dworzec)... coraz bardziej się pocąc, ze nie zdążę, nie trafie :) ale się udało, shinkansen faktycznie śmiga jak szalony, największe wrażenie na mnie robią chmury, które przesuwają się względem siebie tak jak mijane drzewa w lesie... naprawdę jest szybki. Wysiadam w po 2,5h i ok 550 km w Kyoto. W Tokio utarło nam się pod koniec powiedzenie „This is Tokyo” :) tym razem samo mi się powiedziało „this is Kyoto” :) no to fru...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz