Teraz żałuje w ogóle, ze już mam rezerwacje na ostatni tydzień w Tokyo….chętnie wróciłbym na wieś…..porostu NIESAMOWITE WIDOKI!!!!!!! Jak na filmach, góry zachodzące jedne na drugie aż po horyzont, porośnięte gęsto niesamowita zielenią… Dojechaliśmy w końcu na pole. Obowiązkowo każdy się ładnie przedstawił (chyba już po raz 1000…).
Kolejna atrakcja było plewienie pola filmowane oczywiście przez telewizje, trwało to chwil parę, bo pole było malutkie, ale na dobre wyszło mi, ze Japończycy nie maja takich rozmiarów gumiaków, wiec mogłem pomoczyć nogi w wodzie :) po plewieniu wspólny obiadek, pyszna miso shiru, ryz i zimne piwo.
Kolejny gwoźdź programy to on-sen, gorące wulkaniczne źródła, w których można się popluskać, trochę dziwny pomysł w momencie gdy na zewnątrz jest 35 stopni ciepła ale ok…. było naprawdę spoko :) nastepnie miało odbyć się grillowanie… i się odbyło z paroma puszkami japońskiego piwa, co chyba niektórym zakręciło w głowie, ale trzymaliśmy się dzielnie.
dodatkowa atrakcja to zjadanie makaronu łapanego pałeczkami z "rynny" wykonanej chwile wcześniej z bambusa, z tego samego bambusa każdy dostał kubeczek, w którym był sos sojowy ze... szczypiorkiem (?), w którym maczało się makaron :)
Po tym odbył się nauki tańca bon-odori, czyli japońskiego święta zmarłych. Wygląda to tak, ze idzie sobie ulica cala „procesja” i wykonuje taniec. Tańców tych jest bardzo dużo… zazwyczaj składają się z kilku do kilkunastu ruchów i przy okazji opowiadają jakaś historie… tańczyłem już taniec pokazujący łucznika, rolnika … sam nie wiem co jeszcze :)
po tańcach każdy z nas trafił do lokalnego domu…. Przed snem z gospodarzem jeszcze jedno piwo i długie rozmowy…. Wydaje mi się, ze rozmawialiśmy o różnicach żywieniowych w europie i Japonii, o chlebie itd… ale głowy nie daje ;PPP w sumie to monolog bardziej był, ale już jestem mistrzem udawania ze wszystko rozumiem i w ogóle ze to przecież oczywiste i nie wymaga komentarza hehhe:) Pierwszy raz spałem na futonie w bardzo tradycyjnym domu… super sprawa!!! Ale największym szokiem był syn gospodarza. Japończycy są niewiarygodnie zakonserwowani, chyba od ciągłego picia herbaty i od ryb. W pewnym momencie wszedł koleś wyglądający no może na jakieś 28 lat i powiedział, „cześć… jestem ktoś tam… mam 41 lat..!!!!” No ale wszyscy tak tam maja, mój host ma 63 a wygląda na 40… ludzie piją zielona herbatę i jedzą makrele!!!;PPP :) „makreli smak to ...młodości... znak… „:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz