Fotki

piątek, 27 sierpnia 2010

2010.07.29

znowu poranne zajęcia z japońskiego… chwilami mnie to przerasta ...:) Do tego mamy napisać wypracowanie po japońsku ogólnie o naszej podróży..Ech.. Masakra.

Później chwila przerwy na jedzonko i znowu japoński, tym razem miał być praktyczny, ale ponieważ dziś cały dzień pada deszcz (a mięliśmy robić ankietę na ulicy) także siedzimy w „klasie”, odświeżamy nowo poznane słownictwo i piszemy list pożegnalny dla hostów (poznałem takie słowo po japoński jak "rdzewieć" :)

w dalszej kolejności mamy ćwiczenia tańca na sobotnie święto. Ogólnie fajnie się zaczyna, tradycyjne japońskie tance, jak już chyba wspominałem, opowiadające jakąś historie i przy okazji pełne wdzięku, niestety Japończycy są dziwni czasami i do repertuaru włączają jakieś współczesne tańce… zastanawiam się co miał w głowie „choreograf” albo na czym był… muzyka typu „dancu dancu everybody” a elementy zupełnie z... nie wiem skąd… w ogóle do niczego to nie pasuje… takie mam przynajmniej pierwsze wrażenie, mam nadzieję ze za wiele tego nie będzie, tylko głównie te tradycyjne… poprosiłem kumpla, żeby nagrał naszego instruktora jak wykonuje najtrudniejszy taniec z tych nowoczesnych repertuarów… Tak czy inaczej tradycyjnie zdecydowanie bardziej mi się podobają.


Jest też taniec do muzyki reggae, i jest taniec faktycznie pokręcony i zawierający wiele elementów, no ale do rege ?!?!?!!? To tak jak bym pojechać do Jarocina, albo na Ostróda reggae festiwal i miał pod scena tańczyć jakiś układ …. No ale to jest Japonia, wszystko musi być ustalone, sformalizowane i ułożone, jak mówi japońskie przysłowie „odstający gwóźdź zostanie wbity…” to taki ekstremalny przykład… jak zdobędę filmik to na pewno wszyscy zainteresowani obejrzą ;) Po tańcach impreza pożegnalna z hostami, bo zaraz wyjeżdżamy, miała być w piątek, ale nie można było nic zarezerwować jakiegoś lokalu wiec jest dziś…ogólnie pozytywnie… całkiem fajna restauracja, całkiem dobre jedzonko… bardzo dobre ume shu, czyli wino ze śliwek ume, pychaaaa!!! Trochę się zakręciłem, ale wyraziłem na tyle duży zachwyt tym winem, ze po drodze do domu wstąpiliśmy do super marketu i hosto kopił butelkę obachian no ume shu, czyli winko babuni :) bardzo dobre z lodem, na pewno trochę przywiozę do polski:)


A jak by ktoś szukał takiego wina to zapamiętajcie znak na śliwkę;) Jak będzie taki na butelce to już jesteście w domu :)


No i teraz czas spać, a jutro znowu japoński od rana, jakieś oficjalne zakończenie wyjazdu, znowu ćwiczenia na festiwal. A w sobotę jeszcze zwiedzanie mauzoleum Tokugawy, a później tance na festiwalu, tez pewnie będzie się działo :) tymczasem… dobranoc, czyli oyasuminasai :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz