kolejne zajęcia od samego rana, chyba trafiłem nie do tej grupy… Grupa obok zamawia jedzenie i opowiada jakie żarcie lubi a jakie nie, u nas idiomy japońskie i przysłowia, jak patrze na swoje notatki to sam się dziwie…WTF… :) po zajęciach idziemy znowu do Sengen jinja, tym razem cala grupa, ale dla odmiany wspinamy się na pobliska gore z bardzo fajnym widokiem. Znowu pojawia się niesamowita dbałość o szczegóły Japończyków, pomimo, ze jesteśmy na jakieś górze w środku lasu pojawiają się barierki z malutkimi światłami odblaskowymi, no bo przecież ktoś może tam być o zmroku, po zmroku … czy ktoś wpadłby na to w Polsce?
Inny przejaw perfekcjonizmu to onigiri, czyli trójkątna „gałka” ryżu w której schowane jest nadzienie (ryba, ikra, śliwką ume… itp.) zawijana przed zjedzeniem w nori… jak się coś takiego kupuje w sklepie, to te glony są zapakowane oddzielnie, żeby przypadkiem nie nasiąknęły podczas leżenia na pulce i w momencie gdy ktoś chce je zjeść były świeże i chrupiące ;)) czad!!!
Wracam do domu… a tu niespodzianka, dostałem od hosta i jego córki jinbei, czyli szorty i gore w stylu kimono na letnie upały, tradycyjny strój:) kolejna niespodzianka, po przymierzeniu zapraszają mnie do samochodu… jedziemy do pobliskiej „remizy” gdzie odbywają się ćwiczenia przed sobotnim festiwalem (będziemy tam tańczyć w sobotę przez jakieś 2, 5 godziny) a wiec staje się chwilowo białym na pokaz w tradycyjnym japońskim stroju, który jest tak ułożony, ze uniżenie potrafi się przedstawić nawet, ale ogólnie spoko. Wykonujemy parę tańców, wszyscy są zachwyceni, przepraszamy się nawzajem i dziękujemy sobie w sumie nie wiadomo, za co:) jak to w Japonii:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz