Później znowu 2-3h jazdy i odwiedzamy sławne wodospady. Tez szybka akcja, ale przy okazji zjadam lody o smaku wasabi…:) ciekawe doznanie;) wracamy znowu przez parę godzin. Z centrum wracam do domu rowerkiem, bo ostatnio codziennie jeżdżę rowerkiem, jakieś 5-6km w jedna stronę, ale jak już chyba pisałem świetna okazja do poobserwowania tubylców;). Wieczorem ustawiam się z kumplem na 20-20:30 pod gandamem (duży plastikowy robot… zostałem skarcony wzrokiem jak się okazało, ze nie wiem, kto to i ze w ogóle nie znam się na anime itp.… no ale cóż :P wole real;), żeby poćwiczyć nocne fotki… kolacja miała być o 19, ale ok. 20 ruszamy na miasto do knajpki, tez ciekawie, na środku stołu znowu podwójny garnek, podzielony tak, ze tworzy się znak yin-yang wybiera się 2 „zupy” – jedna była z trawy cytrynowej, druga ostre curry, do tego stos mięska i warzyw, które na bieżąco wrzuca się do danej zupki i po chwili wyciąga pałeczkami, żeby skonsumować. No i pierwszy raz piłem nihon shu, czyli japońskie sake… w sumie bimbrowo smakuje :) wole jednak wino ze śliwek ume :)
Kumpel się nie ucieszył , ze został wystawiony, tym bardziej, ze nie mamy żadnego kontaktu miedzy sobą zdalnego, do tego drugiego dnia przepadł mi gdzieś telefon, i wygląda na to, ze po powrocie będę musiał kupić nowy… może powinienem zablokować, ale chyba żaden Japończyk mi teraz nie wydzwania na gorącą linie na Filipinach (przynajmniej mam taka nadzieje :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz